(kazanie wygłoszone podczas Mszy św. dziękczynnej w rocznicę kanonizacji św. Maksymiliana Marii Kolbego, odprawionej w Oświęcimiu)


Drodzy Bracia i Siostry,

Czciciele św. Maksymiliana Marii Kolbego, męczennika, będący na szlakach jego wiary i świętości, męczeństwa i chwały,

Drodzy bracia kapłani, czcigodny księże proboszczu wraz ze swoimi współpracownikami - gospodarze tej dzisiejszej uroczystości,

Drodzy duszpasterze miasta Oświęcimia i przedstawiciele - licznie tutaj zgromadzeni - parafii naszej diecezji z ks. Infułatem na czele, z księżmi prałatami, proboszczami, wikariuszami.

Razem z wami witam i pozdrawiam wszystkich zgromadzonych tu naszych braci i siostry, franciszkańską rodzinę, ojców i braci, synów św. Franciszka z najbliższego sąsiedztwa z oświęcimskiej ziemi i z bardziej odległego Niepokalanowa i z Krakowa.

Muszę wam powiedzieć, że wśród tej rodziny franciszkańskiej jest obecny tutaj z nami brat Angelus. Jego św. Maksymilian Maria Kolbe, jako przełożony, przyjmował do zakonu św. Franciszka i on ma przez niego podpisaną legitymację franciszkańską i 5 lat razem z nim współpracował. Mówię to nie tylko do osób starszych, bo my sobie zdajemy sprawę jak krótki jest dystans tych 60 lat, ale mówię to przede wszystkim do was drogie dzieci i droga młodzieży, żebyście nie myśleli, że to wszystko, to całe nieszczęście jakim był Oświęcim i obozy koncentracyjne, śmierć, nienawiść, płacz i ból, że to wszystko było nie wiadomo kiedy. Żyją ludzie, którzy dotykali, widzieli i rozmawiali i napełniali się duchem św. Maksymiliana, męczennika.

Pozdrawiam bardzo serdecznie alumnów i przełożonych naszego Diecezjalnego Seminarium Duchownego, afiliowanego do Archidiecezjalnego Seminarium Duchownego w Krakowie. Pozdrawiam was drodzy młodzi bracia, niech ta uroczystość, niech ten rok kolbiański wyryje na was, pozostawi głęboki ślad, ślad krzyża i zmartwychwstania, którego tylu wspaniałych ludzi zrealizowało przed nami, a my teraz jesteśmy na tej drodze.

Bardzo serdecznie pozdrawiam Komitet Organizacyjny tegorocznego Roku Kolbiańskiego w 60 rocznicę jego śmierci i w 30 rocznicę beatyfikacji, jak przed chwilą przypomniała nam młodzież oraz w 19 rocznicę jego kanonizacji przez Jana Pawła II, kanonizacji jako męczennika.

Witam was drodzy mieszkańcy Oświęcimia i tutejsi parafianie oraz was wszystkich, pątnicy i pątniczki dzisiejszej uroczystości, delegacje z różnych parafii, którzy tak licznie zgromadzeni jesteście.

Witam i pozdrawiam poczty sztandarowe, górali w strojach regionalnych i przedstawicieli miasta Żywca, którzy modlitwą i sercem ubogacają ducha, a oczy cieszą pięknem i bogactwem naszej ziemi beskidzkiej. Witam i pozdrawiam liczną służbę liturgiczną, wszystkie dzieci, które pięknym wieńcem otaczają ten ołtarz, młodzież, ludzi w sile wieku i osoby starsze.

W tajemnice życia i męczeńskiej śmierci naszego Patrona wprowadza nas słowo Boże z dzisiejszej niedzieli, które ofiaruje naszej refleksji i modlitwie temat wiary pokazując jej siłę, owoc jaki przynosi w człowieku wierzącym, a należy do nich najpierw ufność i zawierzenie w chwilach próby, wewnętrzna siła i konsekwencja w pójściu za Chrystusem i naśladowaniu Go i w końcu pokora serca, która pozwala nam we wszystkim widzieć dar Boży i owoc Jego łaski. W takim też duchu obchodzimy to diecezjalne święto ku czci Maksymiliana Kolbe Męczennika.

Drogie siostry i bracia, drodzy kapłani i siostry zakonne.

Słuchaliśmy przed chwilą proroka Habakuka. Jest on szczególnie znany w tradycji chrześcijańskiej dzięki zdaniu, które św. Paweł od niego zapożyczył i użył jako tytułu swojego wspaniałego, największego listu do Rzymian: "Sprawiedliwy z wiary żyje". Horyzont historyczny działalności prorockiej Habakuka jest zakreślony i zdeterminowany przez ogromne zderzenie się polityczne dwóch ówczesnych super mocarstw wschodnich: imperium Asyrii, zaborcy wielu narodów, chylącej się teraz ku upadkowi z nowym imperium Babilońskim, okrutnym i krwawym. Jesteśmy ok. roku 625 przed Chrystusem. Te wydarzenia historyczne, zwycięstwa jednych potęg i upadek innych mówią, że istnieje Pan historii, którą nią kieruje. Do Jego sprawiedliwego wyroku należy ostatnie słowo nad niesprawiedliwościami, zbrodniami i krzywdą silniejszych. Już w pierwszym zdaniu pojawia się błaganie, lamentacja w której prorok woła do Boga "Dokądże Panie?", "Czemu" Odwieczna skarga człowiecza wobec tajemnicy zła, cierpienia niewinnych, niesprawiedliwości. I Bóg odpowiada roztaczając przed swoim sługą wizję, którą on ma zapisać oficjalnie, ma ją wyryć na tablicach, by czytali ją wszyscy. Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swojej wierności. Ta fundamentalna zasada jest jakąś skondensowaną teologią historii. Człowiek bezbożny, niesprawiedliwy, gwałciciel praw Boskich i ludzkich, całą swoją ufność pokłada we władzy, w sile, w przemocy, ale jest to krucha podstawa i nietrwała, dlatego prowadzi do upadku. Sprawiedliwy zaś ufa mocy Bożej, opiera się na rzeczywistości ukrytej, ale pewnej i niezawodnej, dlatego uczestniczył będzie w Bogu samym, który jest życiem. Oto zaufanie Bogu i wiara w rozwój historii.

Drodzy bracia i siostry, czyż po upływie mnie więcej 2600 lat od proroka Habakuka, nasze współczesne pokolenia nie moją podobnych doświadczeń?

Czy na naszych oczach moc Boża i zaufanie człowieka do niej nie okazała się jeszcze raz silniejsza od tych, co ogłaszali śmierć Boga i cywilizacji wyrastającej z chrześcijańskiej wiary, a siebie mienili być nieśmiertelnymi? (...)

Znak krzyża Chrystusa i zmartwychwstania, znak życia i zwycięstwa dla nas, dla Ukrainy i Rosji, dla Kazachstanu i Armenii, dla Żydów i Arabów, dla Kościoła, dla Nowego Jorku zranionego haniebnym zamachem i dla Afganistanu, dla całego świata, zwłaszcza dla tych jego części, gdzie ludzie cierpią prześladowanie, gdzie umierają za prawdę i sprawiedliwość w imię Boga i godności człowieka. W tym kontekście krzyża i zmartwychwstania niech wystarczy to, czego sam doświadczyłem. Opowiadano mi jak 26 lat temu ojciec franciszkanin Rafał Kiernicki w czasie pogrzebu Księdza Kanclerza Chałniewicza we Lwowie zapytał na końcu nad jego grobem: Czy będzie kapłan, który mnie pochowa? Pytanie było w pełni uzasadnione, bo tym pogrzebie o. Rafał został jedynym kapłanem we Lwowie i całej okolicy. A tymczasem o. Rafał Kiernicki umierał w 1995 roku jako biskup i na jego pogrzebie było koło stu kapłanów i kilkunastu biskupów. A w uroczystościach beatyfikacji męczenników Kościoła grecko-katolickiego i Kościoła łacińskiego, w tym także syna naszej ziemi z niedalekich Wilamowic ks. arcybiskupa lwowskiego Józefa Bilczewskiego - w tych uroczystościach i odwiedzinach papieża uczestniczyli osobiście albo patrzyli na nią w telewizji niejeden prześladowca i oprawca. Taka jest historia, w której jest obecny Chrystus: "Ufajcie, Jam zwyciężył świat!"

Zapewne dramatyczne pytania proroka Habakuka skierowane do Boga: "Krzywda mi się dzieje, a Ty nie pomagasz?", "Czemu każesz mi patrzeć na nieprawość i na złość spoglądasz bezczynnie?", które są wołaniem każdego pokolenia, a także wezwanie św. Pawła do biskupa Tymoteusza, jego ucznia, "Nie wstydź się świadectwa Pana naszego, ani mnie jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach dla Ewangelii według danej nam mocy" wnoszą wiele do naszej chrześcijańskiej egzystencji i zasługują na wnikliwą medytację. Ale one mieszczą się i zawarte są e dzisiejszej Ewangelii. Ludzie, którzy otaczali Jezusa proszą daj nam większą wiarę, bardzo tego potrzebujemy, przymnóż nam wiary, bo z tą wiarą, którą posiadamy nie jesteśmy w stanie nic uczynić. Trudno nam nawet zacząć cokolwiek, pomóż nam, jesteśmy słabi, niezdecydowani, Tyś jest święty, a my choćbyśmy chcieli, nie jesteśmy święci. Jezus jak gdyby nie słuchał ich prośby, nie obiecuje im większej wiary, nic im nie gwarantuje, mówi tylko, gdyby wasza wiara była maleńka, mniejsza od ziarnka gorczycy, które jest najmniejsze ze wszystkich, to moglibyście jej siłą przesuwać góry, przenosić drzewa i wymienił morwę, która jest znana z długowieczności i bardzo mocnych korzeni, które są w stanie przeniknąć nawet bardzo twarde, kamieniste podłoże. Innymi słowy Chrystus powiedział zacznijcie od rzeczy małych, a będziecie mogli dokonać tego, czego chcecie. Ale trzeba zacząć. W ten sposób Jezus demaskuje w nich i w nas także postawę ucieczki od odpowiedzialności wynikającej z wiary. Nie potrafimy się modlić, bo brakuje nam wiary. Nie stać nas często na dzieła miłości, bo jesteśmy kiepskimi chrześcijanami. Nie potrafimy się zdobyć na inicjatywy społeczne, bo jesteśmy wciąż początkujący, brakuje nam doświadczenia. A Jezus mówi nie oszukujcie samych siebie, nie żądajcie większej wiary, zacznijcie z tą, którą posiadacie.

Kilkanaście lat temu umarła w Ameryce kobieta, którą powszechnie uważano za świętą Dorothy Day. Założyła gazetę "Catholik worker", która wciąż wychodzi. Otwarła domy dla żebraków, tworzyła programy ożywienia chrześcijańskiego i inne dzieła. Bardzo często mówili jej ludzi wprost "Jesteś święta", albo w jej obecności mówili "O święta kobieto". Kiedy ona to słyszała odpowiadała twardo: "Nie ułatwiajcie sobie życia, nie uciekajcie od siebie i waszego powołania. Wy mówicie "ona jest święta", aby powiedzieć ona jest inna, my nie potrafimy. Ja jestem taka sama jak wy. Nie potrzebujecie nic więcej od tego, co macie, ale zabierajcie się do dzieła".

Tak więc, umiłowani bracia i siostry, Chrystus wzywana nas do rachunku sumienia z naszej wiary, czy jest ona autentyczna, czy jest prawdziwa. Trzeba to wykazać życiem swoim. Najpierw przez przyjęcie całościowego projektu, stylu życia, jaki proponuje nam Chrystus. A On nie jest postacią nierzeczywistą, przeźroczystą, jak powietrze; nie jest zjawą, człowiekiem pozornym, który nie żył życiem ludzkim, albo który przyszedł po to, by umrzeć na krzyżu tylko. Nie, Chrystus ma bardzo dokładny życiorys i propozycję dla człowieka, dla ludzkości. On nazwał ten swój plan Królestwem Bożym, który polega na przekształceniu ludzkich relacji, odniesień, które są niesprawiedliwe, nierówne, naznaczone przemocą, wyzyskiem, które nie odpowiadają obrazowi i nie tworzą klimatu rodziny Ojca, którym jest Bóg. Projekt Chrystusa polega nam tym, byśmy wychodząc od tego, co jest, od wielorakich konfliktów, zła, od cierpienia, od tego co działo się w Oświęcimiu, od tego, co stało się niedawno w Nowym Jorku, byśmy budowali braterstwo, byśmy tę niesforną, rozpustną rzeszę, wśród której panuje przemoc, niezgoda, byśmy z tych ludzi, którzy gwałtem wydzierają sobie z rąk różne dobra ziemskie próbowali uczynić rodzinę żyjącą w pokoju, braterstwie, w prawdzie, złożoną z osób które się kochają, które są szczęśliwe, bo w ostatecznym wymiarze szczęście człowieka polega na tym że kocha i jest kochany.

U fundamentów Królestwa i przemiany człowieka i ludzkości tkwi fakt, że Bóg pierwszy nas umiłował i miłości tej nie cofnie nigdy. Ojciec Miłosierny wyprzedza nas z rozwartymi ramionami na naszych drogach i czeka. To w tę logikę wpisuje się św. Maksymilian i św. Edyta Stein i wszyscy męczennicy w historii Kościoła, wszyscy męczennicy Oświęcimia i innych obozów nazistowskich i komunistycznych, których Jan Paweł II wyniósł do chwały ołtarzy. "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich!" W takim duchu zgromadzeni dziś w Oświęcimiu łączymy się z Janem Pawłem II, który ogłasza błogosławionymi następnych naszych braci i siostry, którzy ten plan Boży w swoim życiu zrealizowali.

To w imię tej rzeczywistości, tej świętej prawdy, w imię tej miłości św. Maksymilian w momencie pierwszego swojego nawrócenia w dzieciństwie przyjął z rąk Matki Niepokalanej obie korony: koronę białą czystości i prawości oraz czerwoną koronę męczeństwa i ofiary. Chociaż nie wiedział wtedy, że dosłownie dokona się to tutaj w Oświęcimiu, na betonie - niedaleko stąd, dokąd udaliśmy się z procesją, by tam złożyć kwiaty, jako znak naszej wiary i wdzięczności wobec niego. W 1939 roku św. Maksymilian pisał: "Między Bogiem i duszą dokonuje się przypływ i odpływ miłości. Co za szczęście niewysłowione, jak wielka łaska móc zapieczętować życiem swój własny ideał!" To pragnienie oddania życia wyrażało się w całym jego życiu w Polsce, Rzymie i w Japonii. Wyraziło się i tu, w Oświęcimiu - nie oczekiwał odpowiedzi na pytanie "dlaczego?" od Niemców, po prostu odnalazł się z tym wszystkim, co wówczas na świecie się działo, odnalazł się z Matką Niepokalaną i św. Janem pod krzyżem Chrystusowym. Z pogodą ducha i cierpliwie wykonywał ciężką pracę i nosił przygniatające go do ziemi drzewo. Znosił razy zadawane mu przez oprawców i szczute na niego psy, a także strumienie lodowatej wody, którą go oblewano gdy miał gorączkę 40 stopni. W tym piekle ludzkim zachował równowagę ducha i wrażliwość na cierpienia innych, chętnie oddawał kawałek własnego chleba, by kosztem własnego głodu przynieść nieco ulgi innym ludziom. Nie chciał iść do izby chorych, by nie zająć miejsca bardziej potrzebującym. Modlił się ze współwięźniami, słuchał ich spowiedzi, umacniał umierających. Tutaj, na naszym ołtarzu jest różaniec, który podarował współwięźniowi, kiedy ten był w najgłębszej depresji i zamierzał odebrać sobie życie i w ten sposób uratował go od tego desperackiego kroku i sprawił, że ten człowiek przeżył obóz i wojnę.

Dlatego Jan Paweł II w czasie kanonizacji mógł jako Piotr i świadek Chrystusa w naszych czasach powiedzieć: "Maksymilian nie umarł, ale oddał życie za brata. W tej śmierci straszliwej - mówił papież - była obecna cała ostateczna wielkość ludzkiego aktu i ludzkiego wyboru. Dlatego nie umarł, ale oddał życie. To nie była zwykła fatalność biologiczna, on sam ofiarował się na śmierć z miłości". To żywa ilustracja dla nas ludzi przełomu wieków i tysiącleci. Żywa ilustracja Bożej miłości i ilustrującej jej przypowieści o Dobrym Pasterzu. Razem z Edytą Stein i wszystkimi męczennikami wyniesionymi na ołtarze - znanymi nam i których wciąż jeszcze poznajemy coraz głębiej i ze wszystkim anonimowymi, których nie znamy imienia - w tym miejscu naznaczonym przez tajemnicę nieprawości dał radykalne świadectwo Ewangelii miłości i życia poprzez zwycięstwo z Chrystusem i w Chrystusie. Poprzez zwycięstwo dobra nad złem. A św. Edyta Stein, siostra Benedykta Teresa od Krzyża, Żydówka i karmelitanka, której prochy rozsiane zostały i zmieszane z tutejszą ziemią, pisała: Obraz świata, w którym żyjemy, nieszczęścia, nędza i przepaść ludzkiej złości dąży nieustannie do zaciemnienia radości ze zwycięstwa światła. Ludzkość walczy wciąż z zalewem błota, ale chociaż niewielka - istnieje zawsze trzódka, która ocalała na najwyższych szczytach gór. Nie skończyła się jeszcze walka między Chrystusem i antychrystem. W tej walce naśladowcy Chrystusa zajmują pierwsze miejsce, a pierwszą ich bronią jest krzyż.

Zdawało się, ze razem z doświadczeniami ludzkości jego ofiara, ofiara św. Maksymiliana i innych męczenników zmieni bieg życia; że poprzez Oświęcim i konającego w Maksymilianie jego towarzysza Chrystusa, poprzez niewinne ofiary Polaków, Żydów, Cyganów, Belgów, Włochów, Rosjan, Serbów, poprzez doświadczenie dna ludzkiej nienawiści, które ma swoje transcendentne źródło w szatanie, nadejdzie przynajmniej opamiętanie; że bojaźń wobec tak okrutnych możliwości człowieka zrodzi bojaźń wobec Boga i otworzy ludzi na dobro.

W takim to duchu i z taką nadzieją współczesny pisarz i humanista Jan Józef Szczepański tak ujął ofiarę św. Maksymiliana: "Obłąkane plany hitleryzmu przekreśliła militarna klęska. Bez argumentów konferencji moskiewskiej, na której zapadła decyzja sądzenia hitlerowskich zbrodniarzy wojennych i bez Stalingradu nie byłoby norymberskiego werdyktu. Ale najgłębsza istota sporu o sens człowieczeństwa nie została przesądzona przez wojskowych, polityków czy prawników; rozstrzygająca odpowiedź padła w sierpniu 1941 roku w podziemnej celi oświęcimskiego 13. bloku, zwanego blokiem śmierci. Udzielił jej polski franciszkanin ojciec Maksymilian Maria Kolbe. Udzielił jej dowodem, którego żadna dialektyka nie jest w stanie podważyć".

Ciężarem krzyża, którym Chrystus wziął nas w swe ramiona jest degeneracja ludzkiej duszy ze wszystkimi następstwami, które dotykają ludzkość. Wyrzucić precz ze świata cały ten ciężar, który nas gniecie, to jest cały sens drogi krzyżowej - tak mówią do nas słowami, życiem, czynem i śmiercią prorocy XX wieku. Mówią z Bogiem, przeciwko złu - złu, które ma różne formy i postaci; chodzi o wszystkie formy dewiacji dobra albo jego braku, których doświadczamy w codziennym życiu: choroby, cierpienia fizyczne, psychiczne i duchowe, przedwczesne śmierci i nieszczęścia, złośliwości, a następnie zbrodnie popełniane przez poszczególnych ludzi: oszustwa, grabieże, przemoc, prostytucja, handel ludzkimi organami, handel narkotykami, zabójstwa, korupcja, niesprawiedliwość; a wyżej jeszcze - to zło zbiorowe, zło popełnione przez narody czy grupy ludzi - na tym poziomie zła zbiorowego czy struktur grzechu uczestniczą w złu także ci, którzy uważają się za dobrych, a którzy z powodu lenistwa, niechęci do myślenia, mani rozrywki i dążenia za wszelką cenę do sukcesu pozwalają, że historia biegnie wypaczonym torem i wypaczają dzieci i młodzież poprzez ideologię, obraz, film i słowo niszczące; wreszcie trzeci stopień, to aberracje umysłowe albo ideologie, w których nieprawość, grzech i przewrotność stają się zasadami życia i działania.

Pragniemy zanurzyć się w miłosiernym Bogu i poprzez wiarę być Jego dobrymi współpracownikami, poczynając od własnych środowisk, od domu, rodziny, parafii i gminy. Zachowując w pamięci to wszystko, co tutaj się stało z człowiekiem, pochylając się w kontemplacji nad tym, co uczynił dla ziemi i nieba św. Maksymilian Maria Kolbe, wypełniając do końca literę i ducha Chrystusowej Ewangelii, stając się w Chrystusie żertwą, hostią i darem słuchamy słowa Bożego - słowa, które daje sens ludzkiemu życiu i mocą swoją oraz świętością przypomina każdemu z nas, że godni jesteśmy pełnej tajemnicy wielkości, do której człowiek został wezwany.

Zakończmy to rozważanie modlitwą poety: "Ludzie przeciw Bogu! Jeszcze większy to obłęd, niż czołgi przeciw zieleni, armaty przeciw niebu, bomby przeciw ciszy. Ojcze Maksymilianie! Prowadź do Chrystusa poprzez Matkę wszelkiego życia, zdrowia, pokoju, radości i w miesiącu październiku ucz nas przerabiać nasze godziny i dni rozsypane, nie pozbierane w jeden różaniec dla Matki Bożej. Niech ona zawiesi go jako wotum pod krzyżem swojego Syna, Zbawcy naszego. Przerabiać dni na różaniec - najważniejsza to lekcja. Ciągle ją nam zadawaj, wziąć z niej przepytuj". Amen.

(Tekst nieautoryzowany)