(fragment kazania wygłoszonego na terenie byłego KL Auschwitz)


Pielgrzymka do Oświęcimia jest zawsze naznaczona tajemnicą bolesną, radosną i chwalebną. Jest zawsze z wielu powodów trudem, jest cierpieniem, ale jest zarazem zmartwychwstaniem także. Towarzyszy jej pasterska świadomość wydobywania z tego wszystkiego co się tutaj dokonało, tego samego orędzia, jakim jest chrystusowy krzyż. Chodzi więc o wydobywanie z Wielkiego Piątku blasku i życia Zmartwychwstałego. Te dwa elementy stanowią jedność w Chrystusie. Te dwa elementy są obecne w Oświęcimiu i na całym świecie. Chociaż nie zawsze są zespolone i chociaż czasem w naszym życiu są rozkojarzone. Pielgrzymka do Oświęcimia, zwłaszcza pielgrzymka jubileuszowego Roku Świętego musi być pielgrzymką wiary. Wiary tak trudnej, jak trudny jest Bóg i jak trudne jest stworzenie i odkupienie. Jak trudny jest człowiek i jego możliwości i życie. Jak trudna, a zarazem piękna jest wiara człowieka. Jak obłąkana jest nienawiść i grzech, i jak wspaniała jest miłość. Ta pielgrzymka jest trudna, jak trudna jest śmierć i zmartwychwstanie.

Moi drodzy, Amerykanin Marc Elis, urodzony w 1952 roku, napisał: "Auschwitz nie może stać się bezpiecznym schronieniem. Gdybyśmy się zatrzymali na Auschwitz, gdybyśmy tam zamrozili naszą historię, Auschwitz stałby się miejscem, w którym moglibyśmy ukryć naszą obecną, teraźniejszą odpowiedzialność, właśnie w momencie gdy wystawiamy rachunek innym, za to czego dokonali w przeszłości." I domaga się dalej, słusznie, żeby w sprawie Auschwitz położyć kres. Nie w znaczeniu zapomnienia o tym najtragiczniejszym wydarzeniu XX wieku, wśród innych zresztą podobnych temu, a więc nie po to, żeby zapomnieć, ale aby skończyć raz na zawsze z logiką, która doprowadziła do jego zaistnienia i do tego całego procesu niszczenia i unicestwiania życia, godności, wolności mężczyzn, kobiet i dzieci bez władzy, a których władza uznała za zbytecznych na świecie.

Przecież nie można milczeć, że po doświadczeniach XX wieku, po Oświęcimiu i gułagach, wobec wielu rzeczy dobrych i pozytywnych, trwają czasy ogromnej dzikości, ludobójstwa, czystek etnicznych, tortur i systemów zbudowanych na ludzkiej krzywdzie, że morduje się dzieci, aby handlować ich oczami, sercem czy nerkami. Terroryzm i gwałt. W Zatoce Perskiej kilka lat temu sypały się bomby, tak jak nie dawno na Bałkanach, ale czy naprawdę chodziło tylko o dobro człowieka i ludzkiej wspólnoty? Jeśli tak, to dlaczego równie energicznie nie przerwano ludobójstwa w Rwandzie i Burundi, albo teraz w Indonezji, gdzie masowo morduje się chrześcijan. Upiory, moi drodzy, rodzą się nie tylko wtedy gdy śpi umysł. Upiory rodzą się też, a może przede wszystkim, z rozbudzonego i działającego rozumu, działającego w złym kierunku. Czyż to wszystko nie potwierdza demonicznej modlitwy Fausta, Goethego, który dziękuje Bogu za rozum, bo przez to może być bardziej wyrafinowany w złu. Te słowa szczególnie mocno brzmią tu na tej ziemi i w tym momencie.

"Stworzył Bóg człowieka na swój obraz". Mam świadomość tego obrazu i realizuję go w sobie wtedy, gdy kocham, a nie nienawidzę, kiedy buduję jedność całego stworzenia, kiedy przebaczam, kiedy mam w sercu radość i promieniuję nią na innych, kiedy respektuję życie od momentu poczęcia, aż po naturalną śmierć, kiedy staram się o sprawiedliwość i pokój, o godność, o to, aby wszyscy byli szanowani, a zwłaszcza opuszczeni i poniżani. Taki jest program boży, bo taki jest Bóg, Ojciec Jezusa Chrystusa i Ojciec nasz, który jest w niebie. Dążyć do tego, by myśli Boga stawały się moimi myślami, naszymi myślami. Wznosić się do góry poza granice czasu i przestrzeni, aby zanurzyć się w Bogu wiecznym i każdą sprawę odnosić do Niego, a równocześnie napełniać się Bogiem Osobowym, Jego zbawczą mocą i wchodzić w nasz ludzki czas i promieniować i eksplodować tą mocą duchową i w ten sposób odpowiedzieć na oczekiwanie całego stworzenia. I sprawiać, by historia stawała się miejscem działania bożego, tu na tej pustyni, na którą On zstąpił i z płonącego ognia nie przestaje mówić jak niegdyś do Mojżesza: "Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego. Zstąpiłem, by go wyzwolić." Oto wymowny obraz, który mówi o tym, co dzieje się w liturgii, którą teraz sprawujemy tu w Oświęcimiu. (...)


"Do Ciebie krzyczymy, Matko Galilejskiej Wody,
do Ciebie modlimy się Natchnienie Winnej Latorośli,
do Ciebie wznosimy ręce Madonno Pierwszej Przemiany,
trwamy zastygli w wewnętrznym chaosie.
Madonno wstaw się u Boga i błagaj Go,
aby nas przemienił.
Dobra przemiana rodzi się miedzy Twoją prośbą,
a nadchodzącą godziną Boga.
Spójrz Madonno, jest wieczór wieku,
słońce zachodzi, klękają słoneczne zegary.
Dwudziesty wiek Madonno nie jest złotym wiekiem,
to jest zły wiek.
Już go niewiele, już go coraz mniej.
Jeszcze kilka westchnień
i nastąpi koniec pokolenia,
które widziało wszystko.
A my wciąż jesteśmy tacy sami, jak wczoraj,
jak przed wczoraj, jak przez całą przeszłość.
Wciąż stoimy pod ścianą, a dzbany wypełnione wodą,
dzbany spragnione, dzbany czekające, gliniani żebracy.
O Panno Galilejska, o Panno Godowa,
uczyń, aby nasze chrześcijaństwo
przemieniło się w chrześcijaństwo chwil powszednich,
albowiem z chwil powszednich zbudowana jest wieczność".


Amen.