Na Golgocie współczesnych dziejów, wśród setek i tysięcy podobnych sobie stanął człowiek zjednoczony z Chrystusem 

Kazanie wygłoszone przez ordynariusza bielsko-żywieckiego ks. biskupa Tadeusza Rakoczego podczas Mszy św. w 20 rocznicę kanonizacji św. Maksymiliana Marii Kolbego, odprawionej 6 października 2002 r. w kościele pw. św. Maksymiliana Męczennika w Oświęcimiu


Drodzy Bracia i Siostry,
Czciciele Maksymiliana Marii Kolbego, naszego szczególnego Patrona!
Drodzy Pielgrzymi,
Bracia Kapłani,
Czcigodni Gospodarze,
Droga Wspólnoto Parafialna pw. Św. Maksymiliana w Oświęcimiu,
Czcigodny Księże Proboszczu ze swoimi Współpracownikami
i drogi księże Stanisławie, poprzedniku (nie mówię "seniorze", bo na to jeszcze musi pracować czas i Ty w tym czasie z łaską jeszcze dość długo powspółpracować, żebyś na ten zaszczytny tytuł zasłużył).
Drodzy duszpasterze oświęcimscy z Księdzem Dziekanem,
drodzy kapłani: proboszczowie, wikariusze z różnych części naszej diecezji,

drodzy diakoni i drodzy klerycy! Trzeba, żebyście w Krakowie, przygotowując się do kapłaństwa, żyli jednak codziennym, powiedziałbym, nie mówiąc już o świątecznym, rytmie naszego Kościoła lokalnego, naszej diecezji. A ponadto nie ma innej drogi do ołtarza, jak poprzez św. Maksymiliana, jak poprzez jego Osobę, jego apostolstwo, koncepcję kapłaństwa, wizję kapłaństwa, jak poprzez ofiarę. Nie ma innej drogi do ołtarza, jak poprzez Oświęcim, poprzez naszą historię, jej wzniosłe i piękne momenty i tryumfy, ale także klęski. Nie ma innej drogi, jak tylko poprzez Golgotę i poprzez zmartwychwstanie Chrystusa. I w takim duchu witam na tej uroczystości wszystkich Was, zwłaszcza tych, którzy co dopiero rozpoczęli swoją drogę do kapłaństwa.
Bądźcie pozdrowieni wszyscy!

Rodzino Franciszkańska, drodzy ojcowie i bracia,
bracia i synowie ducha św. Franciszka i ducha św. Maksymiliana!

Drodzy mieszkańcy Oświęcimia,
drodzy pielgrzymi,
drogie siostry zakonne!

Wy, pielgrzymi, których rozpoznajemy po waszych pięknych strojach - z Żywca, górale ze Związku Podhalan w tym mieście i ci także, którzy nie odznaczają się strojem, ale przyszli tutaj z innych parafii naszej diecezji, a może także i spoza, by budować tę wspólnotę!

Oto jesteśmy, drodzy Bracia i Siostry, by znowu w tej świątyni, wzniesionej w tym mieście ku Jego czci, podziękować Bogu jeszcze raz za dar św. Maksymiliana, za Jego Osobę, życie, apostolstwo, za Jego świętość i oświęcimską ofiarę. I w takim duchu także witam Ojców Miasta i Powiatu, którzy tutaj są obecni i uczestniczą w tej Najświętszej Ofierze i w tej uroczystości. Takie imię dała wam historia - ojców. Imię zaszczytne tych, którzy troszczą się o dobro wspólne mieszkańców, miasta i całego regionu. Wspaniałe imię, ale równocześnie pełne wyzwań i zadań.

Moi drodzy, uczestnicy tej uroczystości, pielgrzymujemy tutaj szczególnie intensywnie w dniu święta św. Maksymiliana 14 sierpnia, a drugi raz w pierwszą niedzielę października, aby podziękować Boga za Jego kanonizację, której dokonał Jan Paweł II dwadzieścia lat temu 10 października 1982 r. Pamiętamy ten dzień i pamiętamy tamte czasy, gdy w Polsce wśród cierpień i przemocy rodziła się z ogromną wiarą i determinacją jeszcze raz w historii wolność naszej Ojczyzny.

Dzisiejsza liturgia słowa zachęca nas do owocnego przeżywania naszej wiary, pokazuje, jak smutne i niebezpieczne jest zaniedbywanie owocowania życia chrześcijańskiego. Prorok Izajasz pokazuje nam najpierw rozczarowanie, jak gdyby rozczarowanie samego Pana Boga, który pomimo wielu starań i zabiegów koło swojego narodu wybranego, nie znajduje odpowiedniej odpowiedzi i plonu swojej pracy. Prorok porównuje naród wybrany do winnicy i mówi: Przyjaciel mój miał winnicę na żyznym pagórku, okopał ją, oczyścił z kamieni, zasadził w niej szlachetną winorośl, pośrodku niej zbudował wieżę i kadź w niej wykuł i spodziewał się, że ona wyda winogrona, lecz ona cierpkie wydała jagody.

Do obrazu winnicy nawiązuje Pan Jezus, który swoich współczesnych i nas również ostrzega przed konsekwencjami ugoru, nieużytku, nieprzynoszenia owoców naszej wiary i przynależności do narodu wybranego nowego przymierza, ludu Bożego początku trzeciego tysiąclecia i dwudziestego pierwszego wieku. Chrystus mówi: Był pewien gospodarz, który założył winnicę, otoczył murem, wykopał w niej prasę, zbudował wieżę i w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. To jak gdyby odbicie tego wspaniałego poetyckiego obrazu proroka Izajasza. A gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, aby odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego kamieniami obrzucili. Pan Jezus bez ogródek przestrzega, że właściciel winnicy nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy będą mu oddawali plon we właściwej porze.

Trzeba, żebyśmy wobec tego obrazu winnicy, wobec jego znaczeń przypatrzyli się, jakie jest nasze indywidualne, rodzinne i wspólnotowe miejsce. Św. Paweł bardzo konkretnie i dość detalicznie wymienia postawy, które powinny być owocem naszej wiary, naszego wrastania i wyrastania z winnicy. Wszystko, co prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie, jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym, to miejcie na myśli, czyńcie to, czego się nauczyliście, co przyjęliście, co usłyszeliście i co zobaczyliście u mnie, a Bóg pokoju niech będzie z wami.

Drogie Siostry i Bracia,

W imię tych owoców, wśród których najcenniejszym jest obecność z nami Boga pokoju, pragniemy popatrzeć dziś na tę naszą winnicę przede wszystkim poprzez posłannictwo Syna, który przyszedł, aby wyrwać ją z ręki niegodziwych dzierżawców, przywrócić ją Ojcu razem z jej owocami. Pragniemy popatrzeć na dzisiejszą winnicę poprzez ten dojrzały owoc, jakim jest nasz brat - św. Maksymilian. Oto Chrystus najpierw na łonie Przenajświętszej Trójcy, Chrystus Słowo, proponowany jako sarks - ciało jako człowiek przez anioła w Nazarecie Maryi Dziewicy i przyjęty przez nią w imieniu ludzi i dla ludzi. Betlejem, Egipt, Nazaret - wicher ludzkiej historii, pośród której słowo, które było u Boga i Bogiem było, rozwija swój namiot wśród ludzi. A potem droga do Jerozolimy (O tej drodze czytaliśmy zwłaszcza w Ewangelii ostatniego tygodnia), a potem Wieczernik, Golgota, Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie, a potem znowu Wieczernik, poprzez który świat zostaje napełniony Duchem Świętym, który unosił się niegdyś nad bezładem i pustkowiem w ciemności nad powierzchnią bezmiaru wód. Tę całą przestrzeń stanowią ludzie: apostołowie najpierw wezwani i posłani, Kościół i w tym Kościele dziś my, współczesne pokolenia ludzi i dla nas nieco wcześniejszy, przed nami, dla nas syn chrztu i syn św. Franciszka - Maksymilian Kolbe, święty, patron naszych trudnych czasów, jak powiedział Ojciec Święty. Ale on jest patronem każdego czasu, bo jakież czasy są łatwe dla tych, którzy w nich żyją? To nasz Patron i chcemy go udźwignąć. Nie jest to łatwe. Ale chcemy za wszelką cenę, bo wiemy, że jest dla nas darem i zadaniem. Dlatego rozpoczynamy od Eucharystii: Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twojego przyjścia w chwale.

Jezus, Jezus ziemski szedł ku Jerozolimie. To jest temat pasjonujący, rozpoczyna się w 9 rozdziale Ewangelii św. Łukasza. My przecież wiemy, po co szedł do Jerozolimy. Wprowadzenie do tego epilogu, który jest nowym początkiem historii świata, stanowią słowa św. Jana. We wspomnianym rozdziale 9 św. Łukasz mówi: Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia z tego świata, postanowił się udać do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. A św. Jan tak otwiera Wielki Tydzień, Wielką Niedzielę i Zesłanie Ducha Świętego: Było to przed świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. Otóż na tym właśnie przełomie, idąc ku Jeruzalem, kiedy Jezus objął koniecznością czuwania wobec niebezpieczeństw nawrotu do grzechu, jakaś kobieta interpretując uczucia ludu woła z podziwem: Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś. Co za sytuacja?! A Jezus rozpoczyna od słowa: "menun" - "ależ tak, oczywiście, owszem", ale błogosławieni są także ci, którzy słuchają i strzegą słowa Bożego. I to tu, w tej przestrzeni, w tej rzeczywistości duchowej i historycznej odnalazł się z całym swoim życiem św. Maksymilian Maria Kolbe.

Boże, jakże zmieścić w kilku minutach to słowo Boże, w którym zanurza się stary i z którego wyłania się nowy człowiek. Otóż, moi drodzy, chcemy się nauczyć od św. Maksymiliana jak to zrobić, jak to zrobić dziś. My, pracownicy w winnicy i włodarze, bo nam została ta winnica powierzona, jak to mamy zrobić wobec tych wielkich wydarzeń - pozytywnych, pięknych, wspaniałych, które są wyzwaniem dla nas, ale równocześnie pośród tych zawirowań w naszym życiu, które powoduje szatan, wobec tego, o czym ks. Proboszcz na początku wspomniał - tej tragedii, jaka rozegrała się tutaj, w tym mieście. Przez długi czas włączałem telewizor i brałem do ręki gazety z nadzieją, że ktoś to odwoła, że to nie jest prawdą, że to jakaś pomyłka, jakieś nieporozumienie. Niestety, nie doczekałem się.

Otóż, moi drodzy, jak być kobietą, mężczyzną, jak być kapłanem, ojcem i matką, rodziną wspólnotą, by, czując się wolnym lub zniewolonym, tak zstąpić w Chrystusa, w Jego Jerozolimskie posłannictwo, by wyłonić się z tej śmierci w zmartwychwstaniu człowiekiem, człowiekiem nowym i wolnym, otwartym na drugiego człowieka, bez względu na rasę, płeć, wyznanie, stanowisko, zawód, kolor, wysokość konta bankowego itd. To mówię ze szczególnym przejęciem po tych doświadczeniach Oświęcimia, po tych doświadczeniach, które stały się uczestnictwem starszych uczestników dzisiejszej uroczystości, którzy tamte czasy pamiętają. W tej Bożej winnicy zrodził się i z niej wyrasta św. Maksymilian Maria Kolbe jako dojrzały owoc. Poprzez ofiarę miłości wraca do swojego właściciela z twardego i zimnego betonu celi śmierci, gdzie przed tą Mszą św. uklękliśmy i złożyliśmy w niej kwiaty.

Na Golgocie współczesnych dziejów, wśród setek i tysięcy podobnych sobie stanął człowiek zjednoczony z Chrystusem, którego największą fascynacją życia była Maryja Niepokalana. W Niej, w Jej przywilejach i dziełach, których się podjęła we współpracy z Bogiem, odkrył Maksymilian miłość Bożą, w której odnalazł siebie samego i cały człowieczy los. Jak wielki jest chrzest, przez który zostaliśmy oczyszczeni, jak potężny jest Duch, z którego zostaliśmy odrodzeni, jak cenna jest krew, przez którą zostaliśmy odkupieni - modlimy się w oktawę Wielkiej Nocy. Kontemplacja Niepokalanej i miłość do Niej sprawiła, że Zduńska Wola, Łódź, Pabianice, Rzym, Niepokalanów, Grodno, Nagasaki i w końcu Oświęcim były dla niego powrotem do Boga, przywracaniem sobie i wszystkim ludziom, braciom i siostrom blasku wewnętrznej prawdy człowieczeństwa, której źródłem jest Krzyż i Zmartwychwstanie Chrystusa. Labor Dei, trud Boga zbawiającego: Jużem dość pracował dla ciebie człowiecze, pójdę, pójdę do Jerozolimy; co o mnie pisano, to wszystko wykonam.

W Maryi Niepokalanej, zafascynowany świętością wyruszył Rajmund Kolbe razem z Chrystusem do Jerozolimy, tej która krzyżowała proroków, tej która za swoimi murami, na wyżynie kryła tę szczelinę skalną, która nie była w mocy zatrzymać śmierci Śmiertelnego, ale Króla Żywota. Rajmund jak każdy człowiek miał w sobie geny życia, nic więc dziwnego, że pierwszym doświadczeniem śmierci była dla niego ta korona życia i chociaż jeszcze nie znał wtedy św. Franciszka, zobaczył w niej po prostu siostrę. A jeśli w śmierci człowiek dostrzeże siostrę, jeśli w krzyżu dostrzeże wywyższenie i włączenie w chwałę Chrystusa, to wtedy pokornie, ale odważnie pyta się Ubi est mors viktoria tua? Gdzie jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest twój oścień? Ościeniem śmierci jest grzech, a siłą grzechu jest prawo. Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Dlatego też z każdego miejsca swojego życia, a zwłaszcza z Oświęcimia, z palcu apelowego i betonu celi śmierci woła do nas z głębi Kościoła św. Maksymilian: Przeto, bracia moi najmilsi, bądźcie wytrwali i niezachwiani, zajęci zawsze ofiarnie dziełem Pańskim, pamiętając, że trud wasz nie pozostaje daremny w Panu.

Dzieło Pańskie i konieczny w nim trud człowieka, trud św. Piotra, trud Dwunastu, trud tylu pokoleń naszych przodków, trud św. Maksymiliana i Edyty Stein i męczenników oświęcimskich, męczenników XX wieku na Wschodzie i na Zachodzie i współczesny nam trud Jana Pawła II, który teraz na placu św. Piotra wśród niezmierzonych tłumów wynosi do chwały ołtarzy, do świętości błogosławionego Josemarii Eskrivy de Balaguera, Hiszpana, którego poznałem we wczesnych latach siedemdziesiątych w Rzymie, a który był wielkim rzecznikiem i animatorem jeszcze przed Soborem Opus Dei, idei apostolstwa i właściwego miejsca w Kościele ludzi świeckich.

W każdej epoce i w naszej także, w naszym pokoleniu żyją wśród ludu bożego apostołowie, ewangeliści, prorocy, pasterze i nauczyciele dla przysposobienia świętych i do wykonywania posługi dla budowania Ciała Chrystusowego. To Chrystusowe budowanie zmierza do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego i kształtowania człowieka dojrzałego według pełni Chrystusa. A On, powołując człowieka na swoje drogi, mówi do niego, mówi do świadków wydarzenia: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników. Tę trudną sprawę pojął najpierw Rajmund, a potem pojmował, rozumiał i realizował Maksymilian. Ale pojął ją bardzo wcześnie, pojął ją w rodzinie i dzięki temu w Kościele Domowym, w tej wspólnocie, która czuje się głęboko zbawiona łaską miłosiernego Boga, ale także i zbawiająca mocą tej samej łaski, a więc obdarowana i wezwana do daru z siebie. Jakimże darem jest dla ludzkości żyjącej na początku nowego wieku obecność Chrystusa w swoim Kościele i męczennik oświęcimski św. Maksymilian Kolbe, który ten ideał zrealizował tak bardzo dokładnie!

I jakimże darem dla współczesnego Kościoła jest także rodzina Rajmunda - św. Maksymiliana, dla której fundamentem jest małżeństwo, a fundamentem jej fundamentu jest Chrystus w akcie swojej miłości do Kościoła. O, jak dobrze, że dzisiejszej rodzinie tak bardzo zagrożonej przez grzech, a także przez najprzeróżniejsze instytucje i ideologie, które zamiast służyć ich dobru, wierności i trwałości, rozkładają ją, że tej rodzinie zostaje pokazany także blask prawdy Kościoła Domowego, w którym wzrastał dla Kościoła Powszechnego Rajmund Kolbe.

Zdawało się po II wojnie światowej, po tych doświadczeniach ludzkości, że ofiara oświęcimska tylu męczenników na tylu miejscach zagłady zmieni dalszy bieg życia ludzkości, że poprzez Oświęcim konającego w Maksymilianie i jego towarzyszach Chrystusa, że poprzez niewinne ofiary Żydów, Polaków, Cyganów, Rosjan, Francuzów, Belgów, Włochów, Chorwatów, Serbów, że poprzez doświadczenia dna ludzkiej nienawiści, że tajemniczą głębię ludzkiego serca, w której ono - powołane do miłości - jest - i jest niestety - w stanie stawać się sprzymierzeńcem złego, że te ludzkie mroki rozświetlone zostały smugą światła ofiary. Vivit victor sub gladio, mater plorans gaudet in filio - tak Liturgia Godzin czci św. Stanisława i innych męczenników, którzy żyją w pokoleniach dzięki śmierci sub gladio. To nic, że ginie od miecza, ulega, zostaje unicestwiony przez kata, który zawsze jest narzędziem i ofiarą systemu, bo kat może tylko zabić, zniszczenie jest jego dziełem, za to sprawiedliwy, który ginie - tworzy historię, on jest zatem wyzwaniem dla człowieka i pokoleń. Chrystusowy krzyż osadzony w historii człowieka jest tego najlepszym dowodem. I nie ma nic większego nad jego śmierć ani nic potężniejszego nad jego słabość.

Drodzy Bracia i Siostry,

Chrystusowego krzyża nie udźwignie pojedynczy człowiek ani nawet grupa ludzi. Ten krzyż jest dla Kościoła całego, którego członkami jesteśmy my i pragniemy zrozumieć, jak wielki jest chrzest oczyszczający, jak potężny jest Duch, który nas odradza, jak cenna jest Krew, która daje nam odkupienie, jak wielkie jest nasze powołanie. Z sercem umocnionym łaską dzisiejszej modlitwy i uroczystości, naszego spotkania ze św. Maksymilianem w Chrystusowym Kościele, z sercem umocnionym łaską odkupienia powrócimy do domu, do naszej codzienności, aby porządkować nasze serca, nasze rodziny i środowiska, pracę i naukę, odpoczynek, zwłaszcza odpoczynek niedzielny, by porządkować nasze życie społeczne, ekonomiczne i polityczne.

Czekają nas w najbliższym czasie bardzo ważne decyzje, od których nie całkiem, ale w dużej mierze przecież będzie zależał kształt naszej ziemi. Myślę o wyborach samorządowych, od których w dużej mierze zależeć będzie oblicze małej ojczyzny i życie jej mieszkańców. Powiem krótko: niech przewodnikiem będzie wam dobrze uformowane sumienie. Przecież nawet w spornych sprawach łatwiej nam dogadać się z ludźmi, którzy zachowują elementarną wrażliwość wobec Boga i wobec człowieka, wobec naszych spraw codziennych niż z cynikami i fałszerzami, którzy liczą na płytkość myślenia wyborców, na jakieś uzależnienie i nostalgię przeszłości. Stańmy po stronie własnego dobra i słusznej sprawy, po tej stronie, po której zawsze stał Kościół, nie fałszując swojego posłannictwa i nie zdradzając nigdy Bożego programu zbawienia.

Zobaczmy jeszcze jaśniej poprzez tę dzisiejszą uroczystość, że możemy śpiewać zarówno Magnificat za to wszystko, czego Bóg dokonał w Maryi, pierwszej odkupionej, i w wszystkich świętych w ciągu dotychczasowej dwutysięcznej historii Kościoła, i za to, czego dziś dokonuje w nas. Ale winniśmy także z pokorą śpiewać Miserere za grzechy nasze i całego świata, za grzechy współczesne i grzechy przeszłości chrześcijan, bo Kościół potrzebuje nieustannego oczyszczenia i odnowy. Oczyszczenia i odnowy potrzebujemy my wszyscy.

Jeszcze na zakończenie pragnę odczytać wiersz ks. Jana Twardowskiego, który w sposób literacko lekki, dowcipny i piękny, ale równocześnie bardzo głęboki i prawdziwy pokazuje wielkość ofiary św. Maksymiliana.
O umarłych, którzy się chwalą
Może umarli w niebie chwalą się, na co kto umarł:
- Ja umarłem na grypę.
- A ja na katar.
- A ja nie wiem na co, bo stale się umiera nie na to, na co się choruje.
- Mnie serce przestało bić.
- A mnie kopnął koń.
- A ja wyleciałem przez okno.
- Połknąłem igłę.
- Zakrztusiłem się ogórkiem.
- Umarłem, bo nie miałem lekarstwa.
- A ja umarłem, bo miałem za dużo lekarstw.
- Pomyliłem się i zatrułem się grzybami.
- A ja, dlatego że bawiłem się zapałkami i dom się spalił
- A ja to nawet nie zauważyłem, kiedy umarłem.

Wszyscy jednak milkną, kiedy wchodzi Ojciec Maksymilian Kolbe, wydelegowany przez Anioła Stróża do piekła, Ojciec Kolbe, który nawet po ciemku nie stracił jasnej twarzy, i mówi:
- A ja umarłem dlatego, bo nie pamiętałem o sobie samym, ale o innych.

Amen.